Jak to wyglądało z moim dzieckiem

Jak to wyglądało z moim dzieckiem

Przez cały okres ciąży w mojej głowie powstawał obraz wymarzonego, rozkosznego niemowlaka, który czasem zakwili, może zapłacze jeśli będzie czegoś potrzebował. Ja oczywiście będę wiedziała o co chodzi, bo przecież będę jego mamą. Będzie łatwo zasypiał mając pełny brzuszek, a przytulony lub wzięty na ręce od razu się uspokoi. Wszędzie widziałam uśmiechnięte buzie niemowląt i dzieci, w magazynach, telewizji, na spacerze w parku. Nie mogłam się doczekać. Moje marzenie o dziecku właśnie miało się zrealizować.
Na to co działo się od urodzenia chyba nic nie mogło nas przygotować. Jak kompletnie inna była rzeczywistość od mojego wyobrażenia! Robert był dzieckiem kolkowym, płaczliwym, z alergią, ciągłym ulewaniem. Nad ranem i wieczorem prężył się z bólu i krzyczał. Nie uspokajał się nawet na moich rękach i nie pomagało ssanie. Czułam się bezradna. Na wizycie pediatra dopytywała się czy nie było niedotlenienia w czasie porodu. Stwierdziła opóźnienie w rozwoju ruchowym. Mój świat rozsypał się w drobny mak. Zmęczona, rozbita, na ciągłym głodzie. Niewiele mogłam wtedy jeść, żeby uniknąć kolek… Po paru miesiącach rehabilitacji, Robert dogonił rówieśników w rozwoju. Mimo to nadal nie mogłam spać spokojnie. Tak długo czekałam na to dziecko, a teraz nie cieszył mnie jego widok.
Był ciepły majowy dzień. Mój 9 miesięczny synek, nieświadomy powodów mojego smutku, siedział zadowolony na podłodze i obracał w rączkach tekturową książeczkę, badając ją na swój sposób. Ani razu nie uśmiechnęłam się do niego od rana, słońce wpadające do salonu też nie robiło żadnej różnicy. Tylko patrzyłam na niego, bez siły na jakąkolwiek zabawę.
Ostatnia noc była taka sama jak wszystkie od wielu miesięcy. Pierwsza pobudka o 12.00, druga o 3.00, następna o 5.00 i od tej godziny rozpoczęcie dnia. A ja zawsze uwielbiałam spać, szczególnie rano. Nawet nie miałam energii do niego mówić – ja filolog, specjalista od języka. Gryzło mnie sumienie. Miałam w głowie jedną tylko myśl – położyć się i zasnąć, choćby na kilka minut. Czy on się kiedyś przestanie budzić? Dlaczego się nadal budzi? Totalna bezradność i smutek. Przeczytałam gdzieś, że dzieci z tego wyrastają ok. 3 roku życia. No tak długo tego nie przeżyję. Wtedy zdecydowałam, że to zmienię, dla niego, dla siebie, dla nas wszystkich.
Tego samego dnia zaczęłam przeszukiwać Internet. Większość artykułów mówiła o tym, że kluczowa jest stała rutyna wieczorna, a część, że najlepiej poczekać. Niestety w żadnym nie było rozwiązania, poza tym zakładającym płacz dziecka. Moja desperacja była ogromna. Padaliśmy już ze zmęczenia. Kupiłam kilka książek. W jednej można było przeczytać, że metoda sławnego amerykańskiego Profesora Ferbera, tzw. 3-5-7 szybko przynosi efekty, i to na stałe. Kiedyś na seansie dla mam w kinie ktoś opowiadał jak, dzięki tej metodzie, ich dziecko teraz cudownie śpi. Nie byłam pewna, jak to zadziała na mojego Uparciuszka, ale wiedziałam też, że dłużej nie możemy tak funkcjonować. Chciałam przynajmniej sprawdzić.
Kiedy Robert włożony do łóżeczka wieczorem zaczął płakać, pogłaskałam go tylko i wyszłam z pokoju. Płakał coraz głośniej. Kiedy wchodziłam do pokoju, patrzył na mnie zapłakanymi oczami i krzyczał jeszcze głośniej. Nie rozumiał dlaczego go nie wyjmuję z łóżeczka. Był wyraźnie podenerwowany. Nie mogłam dalej tego słuchać. Przecież on jest sam w pokoju. Może się boi. Nie wie co ma zrobić. Czy jeżeli kogoś kochamy całym sercem, a on nas woła, jakby na pomoc, to nie reagujemy? Ignorujemy go? Moja intuicja mówiła zdecydowane NIE. Po 10 minutach, wiedziałam, że nigdy więcej tego nie powtórzę. W taką miłość nie wierzę. Ta metoda nie jest dla mnie. Łkając zasnął w końcu na moich rękach.
Odwiedziłam raz jeszcze księgarnię i wzięłam dosłownie wszystko na temat snu dzieci co tylko było na półce. Z każdej książki coś ‘wyciągnęłam’, niektóre rzeczy się powtarzały, niektóre przykłady były pomocne. Powoli analizowałam powody, dla których mój synek budził się każdej nocy. Znając przyczynę, zaplanowałam krok po kroku zmiany, by powoli i łagodnie nauczyć go spać. Nie wiedziałam jak zareaguje, ile to potrwa i czy mój plan przyniesie efekty. I bałam się tych zmian. Nie chciałam żadnego stresu czy walki. Sprawdzałam jak przyjmuje maleńkie zmiany uważnie go obserwując. Nie zostawiłam go już więcej ani na chwilę. Po kilku tygodniach, w wieku prawie 12 mc mój synek zasypiał sam w swoim łóżeczku pierwszy raz w życiu. Bez płaczu, bez lęku. Wiedział, że jest bezpieczny i jeśli będzie mnie potrzebował, to przyjdę. Nasłuchiwałam też w nocy. Słyszałam jak się przebudzał, ale po chwili zasypiał już sam, bez mojej pomocy.
Zaoszczędziłam sobie i mężowi około dwóch lat nieprzespanych nocy. I Ty też możesz.
Chętnie Ci w tym pomogę. Tutaj dowiesz się jak.